Motoryzacja nie jest dziedziną, którą można opisać jedynie zbiorem pojęć i haseł z zasobów specjalistycznej wiedzy. Nawet jeżeli przedstawimy Ci ją w sposób jak najbardziej przystępny, to i tak będzie to tylko skrawek opowieści. Ważne są emocje! Bez nich życie robi się nudne. Świat motoryzacji to ekscytacja, szał radości i furia na zawodach sportowych, to burzące rutynę codzienności spontaniczne wyprawy za miasto, to także fascynacja kilkuletniego chłopca, którego tata posadził przed sobą i pozwolił samodzielnie trzymać kierownicę powoli jadącego samochodu. Znasz te emocje? Doświadczamy ich. To jest część naszego życia. Dlatego ten blog jest miejscem, w którym dzielimy się pasją widzianą również z innej perspektywy, niekiedy trochę szerzej, inaczej niż przez pryzmat definiowania pojęć technicznych.
Nasz blog motoryzacyjny jest tworzony przez dość wyjątkowy team. Dlaczego? To inicjatywa rodzinna i nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie różnica pokoleń… Tak! To w tej historii lubię najbardziej!
Łączy nas pasja do motoryzacji, jakiś szczególny rodzaj pracowitości, dbałość o detale, brak akceptacji półśrodków i duża kreatywność. Różni nas wiek, wykonywany zawód, miejsce zamieszkania i gusta kulinarne 😉
Zaczynamy od Taty

Od początku pracy zawodowej zajmował się naprawą samochodów, pojazdów do prac ziemnych i maszyn budowlanych. Serwisowanie tak różnorodnych konstrukcyjnie maszyn, jak koparki, spycharki, ładowarki, równiarki, czy rozściełacze do asfaltu zbudowało ogromny zasób wiedzy i doświadczenia. Naturalnym krokiem było więc rozpoczęcie samodzielnej działalności w branży motoryzacyjnej. Założony w Gorzowie Wielkopolskim w drugiej połowie lat 90’ i prowadzony przez ponad dekadę wielostanowiskowy warsztat samochodowy był miejscem naprawy pojazdów osobowych wielu marek. Realizowano tam usługi w zakresie obsługi eksploatacyjnej oraz mechaniki i elektromechaniki samochodowej. Po pewnym czasie mój Tata zaczął profilować swoją działalność na regenerację głowic silnikowych. Mówiąc wprost – sprzyjała temu sytuacja na lokalnym rynku motoryzacyjnym 😉
Wyjazd na misję
Bardzo ciekawym momentem w karierze zawodowej Taty był udział w misji pokojowej międzynarodowego kontyngentu sił Organizacji Narodów Zjednoczonych na terenie byłej Jugosławii podczas konfliktu bałkańskiego w pierwszej połowie lat 90’. Zetknięcie się ze sprzętem inżynieryjnym, którym dysponowali żołnierze np. z Kanady, krajów Afryki, czy Francji było cennym doświadczeniem. Możliwość pracy przy specjalistycznych pojazdach i maszynach zachodnich konstrukcji było rzadkością w tamtym czasie i pozwalało zdobywać wiedzę i umiejętności w naprawach i obsłudze tego typu sprzętu. Pamiętajmy o ówczesnych realiach – na fali przemian ustrojowych do Polski dopiero od roku 1989 zaczynały docierać na większą skalę samochody zza zachodniej granicy. (W latach 80’ znaczną część rynku motoryzacyjnego stanowiły produkty rodzimej konstrukcji, ewentualnie auta produkowane u innych sąsiadów z bloku państw post-komunistycznych. Odsetek samochodów zachodnich producentów – choć sukcesywnie rósł – stanowił niewielką wartość rynku). W tym kontekście regularna, a nie epizodyczna obsługa pojazdów wyposażonych na przykład w podzespoły Mercedesa (takim sprzętem dysponowali Kenijczycy) stwarzała możliwości rozwijania nowych umiejętności (np. diagnostycznych) i pozwalała poznawać inne rozwiązania technologiczne, konstrukcyjne, itp.
Po powrocie z misji powstał warsztat samochodowy (o którym wspomnieliśmy wyżej), a w nim po jakimś czasie stanowisko do sprawdzania szczelności głowic i ich naprawy. W 2018 roku, w kontraście do opcji emerytura, powstała nowa firma: Auto-Głowice Zbigniew Pernal, gdzie Tata samodzielnie regeneruje głowice z aut osobowych i ciężarowych, z motocykli i pojazdów rolniczych. To chyba można nazwać zamiłowaniem do swojej pracy – życzyłbym takiej każdemu!
Drugi w blogowym tandemie i piszący te słowa…
Bartosz Pernal – kompozytor, aranżer i puzonista…

Bez żartów – jestem zawodowym muzykiem jazzowym: gram koncerty, piszę partytury dla rozmaitych orkiestr i instytucji kultury, tworzę muzykę do spektakli teatralnych, nagrywam płyty i pracuję jako wykładowca na dwóch uczelniach wyższych (wcześniej na trzech). W 2017 roku obroniłem doktorat w dziedzinie sztuk muzycznych, więc zawodowo jestem – wydawać by się mogło – daleko od spraw motoryzacyjnych. Prawda jest jednak taka, że miłość do muzyki i spełnianie moich marzeń (koncerty, nagrania) nie dzieje się w domowym zaciszu. Zanim stanę na scenie, muszę na nią dojechać. Niekiedy jest to „tylko” 150km, a czasami 500km i więcej. Później oczywiście wracam do domu. To jest przynajmniej 40k km rocznie spędzonych w samochodzie jako kierowca (drugie tyle jako pasażer).
Sielankowe obrazki z życia muzyków włóżcie między bajki w realiach XXI wieku. Realizacja ambicji i pasji chyba w każdym zawodzie wymagają poświęceń. Zawodowi muzycy przeznaczają na to ogromne ilości czasu. To nie jest etat. Przede wszystkim chcąc być dobrym instrumentalistą, ciągle ćwiczę. Najpierw ćwiczyłem godzinami, żeby coś umieć, później żeby umieć więcej i tak już od 15 lat. Dwutygodniowe wakacje bez grania na instrumencie? Zapomnijcie. Nie znam nikogo w Polsce, kto gra świetnie i nie ćwiczy na instrumencie dętym przez dwa tygodnie. (Być może są geniusze, ale w moim przypadku jest to nierealne i na punkcie regularnego ćwiczenia mam obsesję). Piszę dużo zleceń kompozytorskich i aranżerskich, więc poświęcam na to również dużo czasu i uwagi. Byliście kiedyś w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu? Albo w siedzibie Narodowej Orkiestry Polskiego Radia w Katowicach? Uwierzcie – to jest duże przeżycie wystawiać w takich salach swoje partytury! I to jest mój zawód, mój świat, część powołania i dająca poczucie spełnienia pasja…
Zanim zostałem zawodowym muzykiem…
… były czasy liceum i szkoły muzycznej w Gorzowie Wielkopolskim… Wracam pamięcią do tych obrazów i widzę siebie ćwiczącego długie dźwięki, etiudy i inne dręczące sąsiadów wprawki na puzonie. Ale wiecie gdzie!?! Właśnie żeby nie frustrować sympatycznego towarzystwa z sąsiedztwa, w czasie wakacji grałem na warsztacie Taty! To było moje środowisko pracy. Auta z rozgrzebanymi „bebechami”, zapach olejów, smarów, mój pulpit, nuty i ja z instrumentem. Spędzałem tam dużo czasu i w przerwach od grania analizowałem na przykład różnice w elementach zawieszenia różnych aut. Przyglądałem się wyjętym spod maski samochodów silnikom. Tak, to była część otaczającego mnie świata i w zasadzie gdyby nie pasja do grania, to jest niemal pewne, że dziś byłbym fachowcem w którejś z gałęzi motoryzacji.
Pamiętam też podróże na niektóre koncerty lub nocne powroty do domu… Widzę siebie gdzieś na stacji paliw w Polkowicach mocującego się z urwanym przewodem paliwowym w jednym z moich VW Polo. Pamiętam pękniętą uszczelkę pod głowicą około 6 rano, gdzieś pod Zieloną Górą, akurat w czasie ostrej zimy. Pamiętam awarię alternatora w innym moim aucie, jakieś 200km od domu, kiedy wracałem z sesji nagraniowej ścieżki dźwiękowej pochodzącej z jednej z Polskich komedii. Wspominam też powrót z zespołem z trasy koncertowej, kiedy to około 3 nad ranem, 25km od domu, w busie zepsuła się skrzynia biegów… Tak, życie zawodowego muzyka to nie tylko śniadania w dobrych hotelach, duże sceny i kolorowe światła, znani wokaliści w zespole, imprezy po koncertach i granie wciąż tego samego repertuaru… Życie dotyka nas wszystkich i naprawdę dobrze jest mieć tylko takie problemy.
Dlaczego podejmuję się tworzyć na blogu motoryzacyjnym będąc muzykiem? (O bliskości tych dwóch dziedzin być może nie napisano jeszcze zbyt dużo, ale zależności, jakie między nimi dostrzegam skłaniają mnie do poświęcenia w przyszłości kilku zdań na ten temat). Pamiętajcie, że treść artykułów jest tworzona przez Tatę. Ja dostosowuję je do blogowych standardów, staram się zamienić trudne w interesujące i czasami podsuwam tematy. Współautorami naszych tekstów i ich konsultantami są również pracownicy autoryzowanych stacji obsługi samochodów osobowych, dostawczych i ciężarowych.
Zapraszamy do lektury naszych blogowych artykułów.
